poniedziałek, 24 października 2016

szwedzcy seniorzy

Catharina Ingelman-Sundberg



Ha ha ha! Ubawiłam się setnie!
Bezpretensjonalna, lekka komedia. Nikt tu nie będzie oceniał poziomu literatury. Po prostu świetny "kryminalik" z zaskakującymi bohaterami.

Polecam niezwykle gorąco *****

----------
Przydałby się prequel wyjaśniający jak żyć, żeby w tym wieku zachować trzeźwość umysłu.

wtorek, 11 października 2016

Jolanta - Chutnik

Sylwia Chutnik: "Jolanta"



Noooo...
Smutna, gorzka, trudna, depresyjna, fioletowa...

Mało czytam Chutnik, naprawdę wolę się dobrze zabawić niż porządnie spłakać. Wolę, żeby mnie bolał brzuch ze śmiechu niż zęby z wściekłości. Wolę iść spać w dobrym nastroju niż pogrążona w czarnej melancholii. Może w ramach entropii.

Zaryzykowałam.
Najbardziej podobała mi się lokalizacja - za trzema fabrykami, za trzema kominami stały sobie trzy punktowce, wyznaczając cezurę w ciągnącej się jak makaron ulicy jagiellońskiej. dalej nie było już nic, w bólach rodził się tarchomin, na który składało się kilka bloków i jedna podstawówka ze świetną drużyną harcerską [szczepem właściwie], rządzonym przez drobną acz dzielną Andzię. ale to było już w innym wymiarze. tkanka miejska kończyła się tymi trzema punktowcami, stojącymi pośrodku niczego, strzelającymi w puste niebo, stawiając wyzwanie nicości.
jeden z nich już się dawno rozleciał, resztę jakoś połatali.
a, przepraszam. WDA tam było. drukarnia akcydensowa znaczy się, która co roku organizowała kolonie w Miłkowie. ech, kolonie zakładowe...
Drugi element, który mnie urzekł to wiek bohaterki, zbliżony do mojego. podobieństwo przeżyć [PRL, szarość bloków, wyjazdy do Niemiec po towar, bandyterka lat 90.]
Na tym podobanie się kończy.
Nic wspólnego z Jolantą nie mam. Nie skakałam z dachu, nie miałam dziecka za młodu, nie znalazłam nigdy trupa, nie wytykali mnie palcami. ojciec odszedł po cichu, matka żyje dotąd.
i całe szczęście - chciałoby się rzec.
przyznam się w cichości - nie dotrwałam. zajrzałam cichaczem na koniec, żeby sprawdzić, czy przypadkiem jednak nie pożyje trochę dłużej...
ten szary fiolet przytłoczył zanadto.

właśnie, czemu tło okładki nie jest fioletowe?

piątek, 7 października 2016

Dom naszej pani Klejzerowicz

Anna Klejzerowicz: "Dom naszej pani"














Tym razem jestem pewna. Kryminalik dla dzieci. Dwa tygodnie minęły i nic nie pamiętam. Dobra, ściągnęłam. Atlandyna versus Tartessos. Nic ponadto, co wiadomo ze szkoły. Znowu niewyraźne postaci. Pan Emil Żądło to chyba kontynuacja "Emila i detektywów". Chociaż nie, tamto wspominam niezwykle sympatycznie, tego już nie pamiętam. Trochę ledwie liźniętej historii. Gdańsk w bardzo dalekim tle. Zieje nijakością.

Nie polecam *----


Czarownica Klejzerowicz

Anna Klejzerowicz: "Czarownica"



No. Ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Prostacko nudny język. Bohaterowie płascy, z papieru wycięci. No poleciała łezka nad losem dziewczynki, a może rozterek niedoszłych rodziców, już nie pamiętam. Za miesiąc zapomnę, że w ogóle czytałam. Niemęski facet, niekobieca facetka, która pozostaje bierna w obliczu adopcji. Psychologicznie nic nie pasuje.

Plusem jest tematyka, okoliczności przyrody, spacerujące koty oraz postać głównej bohaterki. Z charakterem zaznaczona postać dzikiej dziewczynki, która z dnia na dzień zmienia się w grzeczną dziewczynkę. Co za kiczowaty banał.

Kiczowaty kicz.