Olga Rudnicka: "Były sobie świnki trzy"
Chyba się starzeję. Albo dojrzewam... Znów się naczytałam opinii innych i tym razem zgadzam się w pełni z krytykami. Czemu to nie jest śmieszne?! Czemu nie polubiłam żadnej z bohaterek?! Może z wyjątkiem prostytutki, ale cóż to za idolka? Czemu brzuch mnie nie boli i boków nie urwało? Ktoś porównał tę lekturę do skrobania zimnego masła, więc nie mam chęci szukać głębszych porównań. Nie, nie szło jak po grudzie, ale też nie płynnie jak u wczesnej Chmielewskiej. Choć jak u późnej to właściwie już tak.
Temat fajny - któż by nie chciał pozbyć się wrednego męża [i czemu każdy wredziol musi być prawnikiem?]? Rozbawiło mnie chyba tylko tachanie trupa zawiniętego w dywan i radość sąsiadki na widok pięknych frędzli... Jednak to za mało.
Nieco rozczarowana polecam tak sobie ****-
niedziela, 12 marca 2017
sobota, 11 marca 2017
Morderstwo w Akademii - Olczak
Martin Olczak: "Morderstwo w Akademii"
No właśnie. Czytam opinie przed napisaniem swojej, a to błąd. Chodzi o to, że jestem w niewielkim, ale jednak, rozkroku. Zdarza się wam przeczytać książkę z zapartym tchem, a potem poczuć delikatny niesmak?
Mnie tak się przytrafia coraz częściej.
Początek szalony - stary rewolwer, szybkie trupy, stara miłość, tajemnica. A po połowie coś siada. Poczułam się znużona. Ktoś napisał, że to od szwedzkich nazwisk - istotnie są dosyć denerwujące: trudno je ułożyć sobie w głowie, bez zatrzymywania wzroku, a zapamiętanie ich jest poza moim zasięgiem - ale ja mam wrażenie, że końcówka była napisana przez autora w innych okolicznościach przyrody. Na innych emocjach. Z drugiej strony, gdy już wiemy, kto zabija, dramat przestaje nas tak wciągać.
Żałuję, że nie czytałam Strindberga [nie ma go w lekturze szkolnej !], i nie wiem, czy chcę go czytać po takim przedstawieniu postaci, i ten fakt na pewno umniejsza mi odbiór historycznego tła.
Tak czy siak, żywo, wartko, trochę starej broni, trochę współczesnej, kurz antykwariatu, zapach siarki i spalin z hondy shadow...
Generalnie polecam ****-
No właśnie. Czytam opinie przed napisaniem swojej, a to błąd. Chodzi o to, że jestem w niewielkim, ale jednak, rozkroku. Zdarza się wam przeczytać książkę z zapartym tchem, a potem poczuć delikatny niesmak?
Mnie tak się przytrafia coraz częściej.
Początek szalony - stary rewolwer, szybkie trupy, stara miłość, tajemnica. A po połowie coś siada. Poczułam się znużona. Ktoś napisał, że to od szwedzkich nazwisk - istotnie są dosyć denerwujące: trudno je ułożyć sobie w głowie, bez zatrzymywania wzroku, a zapamiętanie ich jest poza moim zasięgiem - ale ja mam wrażenie, że końcówka była napisana przez autora w innych okolicznościach przyrody. Na innych emocjach. Z drugiej strony, gdy już wiemy, kto zabija, dramat przestaje nas tak wciągać.
Żałuję, że nie czytałam Strindberga [nie ma go w lekturze szkolnej !], i nie wiem, czy chcę go czytać po takim przedstawieniu postaci, i ten fakt na pewno umniejsza mi odbiór historycznego tła.
Tak czy siak, żywo, wartko, trochę starej broni, trochę współczesnej, kurz antykwariatu, zapach siarki i spalin z hondy shadow...
Generalnie polecam ****-
piątek, 3 marca 2017
Walet Pik - Oates
Joyce Carol Oates: "Walet pik"
Wstyd się przyznać, ale poznałam tę panią dopiero teraz, i zaczynam od Waleta. Jak zwykle moje zdanie nie współgra z ocenami lubimyczytać - niby ją chwalą, ale gwiazdek niewiele.
Rzeczywiście temat prosi się rozbudowaną akcję, a bohater o głębszy rys. Lecz może właśnie ten minimalizm świadczy o uroku powieści? Książka do połknięcia na raz wbija w fotel. Mnie wbiła. Jedyne, co mnie gnębi, to pytanie, czy klasycznej schizofrenii nie można było poddać leczeniu? Bohater nie próbuje nawet odrobinę przeciwstawić się owładnięciu, choć doskonale zdaje sobie z niego sprawę. Nieco przewidywalna fabuła - choć do kulminacyjnego momentu nie wiemy, kto kogo tą siekierą wykończy, raczej spodziewamy się, że w ten sposób, który wybrała autorka.
Jeśli nałożyć na treść własne schizy [lub co gorsza mężowskie], świat staje się niezbyt bezpieczną przystanią.
Wstyd się przyznać, ale poznałam tę panią dopiero teraz, i zaczynam od Waleta. Jak zwykle moje zdanie nie współgra z ocenami lubimyczytać - niby ją chwalą, ale gwiazdek niewiele.
Rzeczywiście temat prosi się rozbudowaną akcję, a bohater o głębszy rys. Lecz może właśnie ten minimalizm świadczy o uroku powieści? Książka do połknięcia na raz wbija w fotel. Mnie wbiła. Jedyne, co mnie gnębi, to pytanie, czy klasycznej schizofrenii nie można było poddać leczeniu? Bohater nie próbuje nawet odrobinę przeciwstawić się owładnięciu, choć doskonale zdaje sobie z niego sprawę. Nieco przewidywalna fabuła - choć do kulminacyjnego momentu nie wiemy, kto kogo tą siekierą wykończy, raczej spodziewamy się, że w ten sposób, który wybrała autorka.
Jeśli nałożyć na treść własne schizy [lub co gorsza mężowskie], świat staje się niezbyt bezpieczną przystanią.
Subskrybuj:
Posty (Atom)