czwartek, 30 listopada 2017

Świetlicki - Jedenaście

Marcin Świetlicki: "Jedenaście"



dał mi ją Ktoś. pożyczył może. nieważne. sama bym nie sięgnęła, ale że Ktoś, no to, jakoś, nie wiem, że trzeba, a może z ciekawości.
tak czy siak otworzyłam.
to nie jest coś, co wchodzi gładko. nie. i jeszcze ta klątwa - ilekroć otwierasz, zawsze dzwoni telefon, przychodzi ktoś, ktoś czegoś chce albo zachciewa ci się siku i jak wracasz, to zapominasz.
tak czy siak, powoli, ale szło. a naprawdę ruszyło, gdy zaczęłam od początku. i nagle jakoś tak, jak po maśle.
na okładce napisano, że zaczyna się na 160. nieprawda.
bohater pijany w drobny ledwo łączy kropki. suka czeka w domu, wygląda przez okno - okropnie jej żal. a ten szuka i szuka. guza szuka. dziury w całym. nawet jak znajduje, to nie bardzo wie, z czym to połączyć. wspomina. dużo wspomina. ofiarę poznajemy na wskroś - mordercy wcale. za zasłoną przebywa lub w oparach.

ja nie wiem, czy to można, i czy to sens jest. ale trzy pierwsze opinie z lubimy czytać takie są, że świadczą, że nie tylko mnie się świetliczyć chce.

Profesorek | 2015-02-03
Przeczytana: 03 lutego 2015

Podobna do pozostałych...
Ci co przeczytali, wiedzą, co stoi za słowem "podobna".

Akcja tym razem dzieje się poza Krakowem, dużo tu retrospekcji, (wiadomo, picia również), no i ten w niespotykany sposób pisany wątek detektywistyczny i huśtawka zdań na temat; czy mistrza można ocenić właśnie detektywem czy... zwyczajnym zatraconym przez życie pijakiem.

Chyba jeszcze bardziej kontrowersyjna niż poprzednia. Autor często wykorzystuje różne sytuacje w książce, aby wpleść swoje zdanie na różne tematy budzące duże emocje. Ogrom potępienia dla współczesnego świata. Nie powiem, nie zgadzam się w wielu kwestiach i czasem mnie denerwowały te przekonania zawarte w książce.
Ale nikt jej przecież czytać nie każe!

Czasem można przeczytać 100 stron jednego dnia, a czasem poleży nie tknięta przez 2 tygodnie. Taka to książka.

psotka2112 | 2011-07-26
Przeczytana: 26 lipca 2011

Hohoho!!! - pomyślała sobie czytelniczka, bo co miała zrobić. Pomyślała sobie jeszcze, że takich książek czytać nie należy. Oj, nie należy. Bo zaraz pokusa nachodzi, żeby Świetlickim mówić. A po co? Już raz miała pokusę i co z tego wyszło? Nic.

Wanfina | 2014-07-14
Przeczytana: 14 lipca 2014 
 
Trafiłem przypadkowo. Pomyślałem sobie: o ho! Świetlicki, znam, lubię szanuję, wiersze czytałem, płyt słuchałem to książki nie przeczytam? Jak pomyślałem tak zrobiłem. Klimat książki, osoba mistrza, Kraków kojarzy mi się z "Pod Mocnym Aniołem Pilcha" a dalej z powieściami Tyrmanda. Może dalekie, niedokładne, ale to dobre i nobilitujące skojarzenia. Osoba mistrza nawiązuje do czasów Pana Piotra, gdy nawet na przyjaciół mówiło się per "pan", odwołuj się do czasów, zanim w Krakowie coś się zmieniło, zanim zaczął coraz bardziej przypominać Warszawę. Tych czasów i ich pamięci tylko pozazdrościć, mnie pozostaję tylko skojarzenia i wspomnienia innych. Niby kryminał, niby thriller, ale chyba nikt z napięciem nie wypatruje, jak się to potoczy, nikt nie głowi się nad rozwiązaniem zagadki ani nie zawoła zaskoczony zakończeniem. Ale przecież to nie o to chodzi.

Do ulubionych cytatów ze Świetlickiego, obok słynnego "Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym" dołączam "Pani równie ładnie nadchodzi jak i odchodzi".

Największym zaskoczeniem było jednak to, gdy na końcu dowidziałem się, że jest to część trójksięgu. Ostatnia. I teraz pytaniem jest, czy być konsekwentnym, i pierw przeczytać część środową, a na koniec pozostawić pierwszą, czy jednak chronologicznie. Bo przeczytam na pewno.

poniedziałek, 27 listopada 2017

Knapp - Osioł

Radek Knapp: "Osioł na ósmym piętrze"



Po Radka sięgam z prawdziwą przyjemnością. Osioł też mnie zawiódł. Choć austriackie tło jest mi całkiem obce [dwudniowej wycieczki na zamknięty w listopadzie Prater nie liczę], to bohaterowie zarysowani krwią i kośćmi. Każdy ma jakieś rozterki, więc każdy znajdzie w bohaterze cząstkę siebie [a jeśli nie w głównym bohaterze, to w jego matce].
Szkoda, że dom starców wygląda zbyt idyllicznie, bardziej niż skandynawskie wzory, podczas gdy rzeczywistość skrzeczy, jednak w atmosferę panującą wśród starszych ludzi wierzę bezgranicznie. Tylko kto mnie będzie karmił deserem creme brulee?

Może Radek zatracił jednak zdrowy osąd starej ojczyzny?

Tak czy siak czyta się go z największą przyjemnością.

Polecam gorąco *****

środa, 22 listopada 2017

Sołtys - Mikrotyki - Pablopavo

Paweł Sołtys: "Mikrotyki"




No...
Tak gęste, i tak soczyste i treściwe, że nie da się schrupać na raz.
Dużo wrażeń. Ulotnych.
Opowiadania w ogóle mają to do siebie, że mieszają się w głowie tuż po przeczytaniu. Kręcą się, mielą, by zlać się w jedną masę. Zwłaszcza te super krótkie. "Mikro..." jak sam tytuł mówi - są megakrótkie.
Mimo usilnych poszukiwań nie znalazłam rosyjskiej melodii języka. Może gdzieniegdzie, lecz nie jest to dla mnie oczywiste.
Miło, że studiowaliśmy razem, choć oddzielnie - pan zaczął już po mojej karierze - lecz żywienie się pod schodami tymi samymi hamburgerami okularnika i jego żony naprawdę mocno zbliża.
Mimo że cedziłam maksymalnie po pięć kawałków, została mi w pamięci tylko cholerna złota rybka, akurat opowieść, którą chciałabym jak najszybciej zapomnieć. I pierwsza o gościu na Centralnym. Pewnie dlatego, że pierwsza.
Całość wydaje mi się pisana w różnych okresach życia, i przez to bardzo nierówna. Niektóre metafory jakby dopisane później, trochę na siłę.
Chyba wolałabym jakąś ich wspólną nić: czy to dzieciństwo w prlu, czy też opowieści o ludziach..., nie wiem, może się czepiam.
Fajna ta Warszawa w tle, tak samo jak w piosenkach.

Na pewno trzeba wrócić, nie wiem, czy do wszystkich.

sobota, 4 listopada 2017

Alek Rogoziński - Lustereczko

Alek Rogoziński: "Lustereczko, powiedz przecie"



Sprawnie napisany wesoły kryminał. Jednakże nie uśmiałam się do łez, a wybuchnęłam śmiechem raz. Nie pamiętam przy czym.
Ciekawa intryga z udawanym samobójstwem - nie od razu na to wpadłam. Postaci ledwie naszkicowane. Biorąc po wierzchu - ok. Kopiąc głębiej - nic. Ale tak to chyba ma być.

Polecam ***--