środa, 22 listopada 2017

Sołtys - Mikrotyki - Pablopavo

Paweł Sołtys: "Mikrotyki"




No...
Tak gęste, i tak soczyste i treściwe, że nie da się schrupać na raz.
Dużo wrażeń. Ulotnych.
Opowiadania w ogóle mają to do siebie, że mieszają się w głowie tuż po przeczytaniu. Kręcą się, mielą, by zlać się w jedną masę. Zwłaszcza te super krótkie. "Mikro..." jak sam tytuł mówi - są megakrótkie.
Mimo usilnych poszukiwań nie znalazłam rosyjskiej melodii języka. Może gdzieniegdzie, lecz nie jest to dla mnie oczywiste.
Miło, że studiowaliśmy razem, choć oddzielnie - pan zaczął już po mojej karierze - lecz żywienie się pod schodami tymi samymi hamburgerami okularnika i jego żony naprawdę mocno zbliża.
Mimo że cedziłam maksymalnie po pięć kawałków, została mi w pamięci tylko cholerna złota rybka, akurat opowieść, którą chciałabym jak najszybciej zapomnieć. I pierwsza o gościu na Centralnym. Pewnie dlatego, że pierwsza.
Całość wydaje mi się pisana w różnych okresach życia, i przez to bardzo nierówna. Niektóre metafory jakby dopisane później, trochę na siłę.
Chyba wolałabym jakąś ich wspólną nić: czy to dzieciństwo w prlu, czy też opowieści o ludziach..., nie wiem, może się czepiam.
Fajna ta Warszawa w tle, tak samo jak w piosenkach.

Na pewno trzeba wrócić, nie wiem, czy do wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz