wtorek, 23 czerwca 2015

Camilleri again - Pole garncarza

Andrea Camilleri: "Pole garncarza"












Kolejna uczta... Palce lizać [przepraszam za skojarzenie z okładką]...
Od pierwszej linijki narracja wciąga na tyle głęboko, że powitanie dzieci powracających ze szkoły brzmi jak wystrzał armatni.
Te ośmiorniczki, pieczone dorady, barweny w sosie, a wszystko podlane obficie winem, stanowią fascynujące tło dla rozgrywającej się akcji z kobietą fatalną w roli głównej. Kapiąca seksem i oliwą powieść, w której główny bohater mimo wieku, jak sam twierdzi - mocno średniego, nie traci nic ze swej błyskotliwości i inteligencji. Przeprowadza mistrzowską rozgrywkę, wyciągając z głębokiego błota swojego młodszego przyjaciela, który wpadł tym razem po uszy. Nie kusi go nawet oferowane przez mafię stanowisko ministra - szkoda, że we śnie.
Spacery do latarni, jedzenie u Enza, ukochany Catarella, zazdrosna Livia w tle, willa w Marinelli... Ech...

Cudowny język, świetne tłumaczenie - czułam smak na języku [jak zawsze].

Polecam skwiercząco gorąco *****+++

piątek, 19 czerwca 2015

ewa wzywa 07...

seria "Ewa wzywa 07..."

Kto pamięta serię "Ewa wzywa...", palec pod budkę. Zaczytywałam się nimi jako nastolatka. Stanowiły świetną lekturę na letnie wieczory przy zakomarzonej lampie.Od niepamiętnych czasów niebieskie zeszyty zawsze leżały na działkowej półce. Przenosiły się z nami z wiatrem wtór na kolejne działki pracownicze, aż wylądowały u mnie w domu, przesiąknięte zapachem rozpadającego się papieru i starej farby drukarskiej.
Nie ma już takich zapachów, nie ma takiego papieru, nie ma już takich serii...
Nie ma takich prostych tematów i takich czarno-białych bohaterów.
Serię tworzyli wybitni literaci tamtych czasów, ich nazwiska królują w dziale kryminałów do dziś.
Boże, jak to się czyta! To się połyka, zjadając w całości, ale znajdując też przyjemność w delektowaniu się słowem, polszczyzną, porządną korektą, dobrym zecerstwem, a nawet pięknem czcionki.
Mistrzostwo dialogów, nie przeładowana opisami czy filozoficznymi rozterkami bohaterów narracja, zwartość kompozycji - to cechy wyróżniające niebieską serię.
Niektórych może nieco drażnić nieomylność i prawość funkcjonariuszy MO, ale teraz, po latach, ich nieskazitelność dodaje smaczku retro.
Ponieważ trafiła do mnie cała torba tych wspaniałych zeszytów, wyłączam się z życia czytelniczego na kilka[dziesiąt] dni :).

środa, 10 czerwca 2015

Llosa - Dyskretny bohater

Mario Vargas Llosa: "Dyskretny bohater"


Wstyd się przyznać. To pierwsza przeczytana przeze mnie książka tego autora. Ale z pewnością nie ostatnia. Dawno nie dane było mi smakować tak pysznej literatury... Słowa zostawiają posmak na języku. A język powieści pobudza kubki smakowe.

Urzekła mnie też konstrukcja opowieści: symetria losów dwóch zdradzonych ojców oraz pięknie ujęta klisza: syn biały kontra syn czarny. W tle pojawia się stolica Peru przeciwstawiona małemu miasteczku, mentalność obu miejsc w efekcie wcale się nie różni.

Wspaniała charakterystyka postaci drugoplanowych.

Pięknie zarysowane sylwetki kobiet, które mając pełnię praw i swobód, wciąż nie mogą wyzwolić się ze społecznego zniewolenia, sprawiają, że doceniam kraj, w którym żyję.

Chińczyk, ćwiczący qigong, pojawia się i znika w tym świecie jako znak przemijania. Najważniejszą lekcję czerpiemy właśnie od niego: trzeba znaleźć swoje centrum.

Przewijająca się postać diabła w wizjach młodzieńca nieco się z nas naigrawa. Niewątpliwie Lucyfer dodaje pikanterii całej historii i pozwala czytelnikowi na chwilę wytchnienia od dramatów rodzinnych.

Na deser pojawia się przefiltrowana przez kamień lecznicza woda, którą pewna wieszczka podaje głównemu bohaterowi... Nieżyjąca już babcia mojego znajomego zawsze piła wodę gotowaną z kamieniem. I wdychała jej opary. W dodatku kamień nie mógł być byle jaki. Owa babcia długo szukała go na polu, odrzucając inne, niespełniające ścisłych kryteriów. Niestety, nikt już nie wie jakich...


Polecam niezwykle gorąco ***** **

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Włoskie buty - Mankell

Henning Mankell: "Włoskie buty"


Hmmm...
Nie wiem, czego się spodziewałam... Tu włoskie buty, synonim dobrego stylu, tu pełnia skandynawskiej zimy, tu designerskie krzesła Adirondack... 

Z początku nie podołałam leniwej narracji. Odłożyłam gdzieś książkę i całkiem o niej zapomniałam. Okazało się, że zostawiłam ją w łazience, więc w "wolnych chwilach" zaczęłam czytać urywki to tu, to tam. Aż trafiłam na opis zdejmowania miary butów i... powieść pochłonęła mnie całkowicie. Zaczęłam od początku i metodycznie.

Być może do tej książki trzeba dorosnąć. Inne problemy ma czterdziestolatek, inne emeryt. Te drugie na szczęście jeszcze do mnie nie trafiają, ale też mam czasem chęć zaszyć się na bezludnej wyspie.

O umieraniu można pisać różnie: pięknie, żałośnie, odważnie lub nieprzekonująco. Nie wiem, czy Mankell pięknie opisał śmierć, raczej tak zwyczajnie, prawdziwie. Natomiast konstrukcja powieści jest niezwykle elegancko przemyślana. Akcja toczy się w odpowiednim tempie [nieco emeryckim, ale z tym tematem nie można się spieszyć], spokojnie, łagodnie [mimo kilku dość spontanicznych reakcji bohatera].

Właśnie: bohater. Starszy pan mnie wkurza. Jak większość facetów nie jest w stanie przyznać się do błędu, który w jego mniemaniu nikomu nie szkodził, zaś z punktu widzenia porzuconej - był po prostu świństwem. Kobieta wraca po latach po wyjaśnienie, na które czekała czterdzieści lat, może nawet po przeprosiny, ale nigdy ich nie otrzyma. Mnie to drażni. Właściwie nie można zaprzyjaźnić się z żadną postacią powieści, gdyż każda ma drażniące wady [może z wyjątkiem starego przyjaciela ze szkoły, ale to postać drugoplanowa]. Mimo to, po odłożeniu książki, czegoś brakuje. Może tego spokoju? Za to na pewno takiego mistrza szewstwa już nie znajdziemy.

Polecam *****