wtorek, 25 sierpnia 2015

Niedźwiecki - Radiota

Marek Niedźwiecki: "Radiota"




Czy ja lubię autobiografie? Rzadko.
Czym może zaskoczyć ktoś tak przewidywalny jak uporządkowany pan Marek? Właściwie wydaje się nam, że wiemy o Nim wszystko. Chodź troszkę wyszedł z szafy i wyjawił kilka sekretów, nadal ukrywa się tym razem za piórem. Nigdy nie poznamy Go do końca, bo to urodzony samotnik.

Czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, ale nie jest to lektura, dla której zarwiemy noce. Trochę jak Twój Styl* w poczekalni u dentysty - ciekawostki o gwiazdach.


*Uwielbiam Twój Styl w poczekalniach...

Vasquez [jak Marquez] - Reputacje

Juan Gabriel Vasquez: "Reputacje"



Wzięłam do ręki i oniemiałam. Przeniosłam się w czasie, gdy książki były piękne, po dobrej korekcie i pięknie pachniały. SZYTE wydanie, nie klejone, na dobrym papierze, a do tego... linijki tekstu pokrywają się po obu stronach kartki i w ogóle na wszystkich kartkach [!]. W dobie nijakości i zadrukowywanego byle jak papieru to naprawdę nie lada wyczyn.

Nastawienie mam pozytywne. Zaczynam. I wciąga. Język. Styl. Składnia. Wreszcie treść. Oraz cudowne tłumaczenie.

Nie, nie przeczytałam jej jednym tchem. Od młodzięctwa mam tak, że jak mi coś podoba, to zasypiam. Tak było w ogólniaku na moim ulubionych lekcjach geometrii z ukochanym profesorem Lisiewiczem, tak samo na wykładach z literatury rosyjskiej, i tak jest teraz przy tekście, który chcę wchłonąć.

Nie jestem pewna, czy zrozumiałam motywacje głównego bohatera, czy potrafię wczuć się w jego sytuację, i czy przemawia do mnie decyzja wywrócenia życia do góry nogami wywołana jednym [nadal niejasnym] wydarzeniem z przeszłości.

Kolejny głos, który piętnuje władzę mediów.

Nie to jest ważne; powieść czyta się wspaniale od pierwszej do ostatniej strony [twardej] okładki.


Polecam szalenie *****+

wtorek, 4 sierpnia 2015

Orbitowski - Zapiski nosorożca

Zapiski nosorożca"



Szczerze? Nie wiem... Może dlatego, że nie jest to stricte relacja z podróży. Może przez tę zbędną dosadność? Ale pewnie dlatego, że ta historia w ogóle nie jest odkrywcza. Właściwie każdy mógłby opisać wycieczkę do rezerwatów przyrody w RPA. Tym biznesem kraj słynie. Choć, jak wiemy z treści, nie zawsze dobrze zorganizowanym.

Dawno nie czytałam tak świetnych opisów. Porównania, parafrazy, oksymorony i inne środki stylistyczne rodem z poezji. Nie, nie czułam smaku na języku, ale czerpałam wewnętrzną przyjemność ze świetnie napisanej prozy. Co z tego, gdy autor skupia na tym, co jadł i co zobaczył. Dla mnie jak oglądanie filmu z cudzego wesela, choć świetnie nakręconego.

O wartości książki powinny stanowić wplecione legendy. I pewnie tak jest. Niestety, moja małomiasteczkowość i awersja do baśni oraz nietolerancja krwi i przemocy nie pozwoliły mi się nimi napawać. Wykończyła mnie legenda o tym, jak synowie zjedli własną matkę... Bez tych fantazyjnych historyjek zapiski są po prostu nudne jak pamiętnik nastolatka. Naiwne lubienie-nielubienie niektórych zwierząt, jakieś-takie wdupiemanie, upalone fają, zajedzone krewetkami, przyprawione pierdoleniem... [Sama dużo przeklinam, ale te 'kurwy' wplecione w tekst czy 'gepardy wpierdalające zebrę' uważam za nieuzasadnione].

Tym razem NIE polecam **---