Juan Gabriel Vasquez: "Reputacje"
Wzięłam do ręki i oniemiałam. Przeniosłam się w czasie, gdy książki były piękne, po dobrej korekcie i pięknie pachniały. SZYTE wydanie, nie klejone, na dobrym papierze, a do tego... linijki tekstu pokrywają się po obu stronach kartki i w ogóle na wszystkich kartkach [!]. W dobie nijakości i zadrukowywanego byle jak papieru to naprawdę nie lada wyczyn.
Nastawienie mam pozytywne. Zaczynam. I wciąga. Język. Styl. Składnia. Wreszcie treść. Oraz cudowne tłumaczenie.
Nie, nie przeczytałam jej jednym tchem. Od młodzięctwa mam tak, że jak mi coś podoba, to zasypiam. Tak było w ogólniaku na moim ulubionych lekcjach geometrii z ukochanym profesorem Lisiewiczem, tak samo na wykładach z literatury rosyjskiej, i tak jest teraz przy tekście, który chcę wchłonąć.
Nie jestem pewna, czy zrozumiałam motywacje głównego bohatera, czy potrafię wczuć się w jego sytuację, i czy przemawia do mnie decyzja wywrócenia życia do góry nogami wywołana jednym [nadal niejasnym] wydarzeniem z przeszłości.
Kolejny głos, który piętnuje władzę mediów.
Nie to jest ważne; powieść czyta się wspaniale od pierwszej do ostatniej strony [twardej] okładki.
Polecam szalenie *****+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz