Zapiski nosorożca"
Dawno nie czytałam tak świetnych opisów. Porównania, parafrazy, oksymorony i inne środki stylistyczne rodem z poezji. Nie, nie czułam smaku na języku, ale czerpałam wewnętrzną przyjemność ze świetnie napisanej prozy. Co z tego, gdy autor skupia na tym, co jadł i co zobaczył. Dla mnie jak oglądanie filmu z cudzego wesela, choć świetnie nakręconego.
O wartości książki powinny stanowić wplecione legendy. I pewnie tak jest. Niestety, moja małomiasteczkowość i awersja do baśni oraz nietolerancja krwi i przemocy nie pozwoliły mi się nimi napawać. Wykończyła mnie legenda o tym, jak synowie zjedli własną matkę... Bez tych fantazyjnych historyjek zapiski są po prostu nudne jak pamiętnik nastolatka. Naiwne lubienie-nielubienie niektórych zwierząt, jakieś-takie wdupiemanie, upalone fają, zajedzone krewetkami, przyprawione pierdoleniem... [Sama dużo przeklinam, ale te 'kurwy' wplecione w tekst czy 'gepardy wpierdalające zebrę' uważam za nieuzasadnione].
Tym razem NIE polecam **---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz