piątek, 25 grudnia 2015

Mariola, moje krople!

Małgorzata Gutowska-Adamczyk: "Mariola, moje krople!"













Nie znam pani autorki, choć po przeczytaniu jej biografii, powinnam [mój ulubiony: "Tata, a Marcin powiedział"]. No, ale jakoś się do tej pory nie spotkałyśmy.
Wzięłam z biblioteki, bo o teatrze i o PRL-u miało być.

I się nie zawiodłam. O teatrze w PRL-u. Z daleka pachnie Olgą Lipińską, czasami nawet w lepszym wydaniu. Szkoda, że kulminacyjna scena jest w środku książki. Szczerze mówiąc, tak głośno i tak długo ostatni raz śmiałam się z Chmielewskiej jeszcze w PRL-u. I chyba nigdy później. Zdaje się, że w tym roku rozbawiły mnie jeszcze Natalie, ale na pewno nie w takim stopniu, jak w scenie, gdy wszyscy aktorzy i aktorki lądują cichaczem w pokoju nowego reżysera..., a końcowa fraza: "bo ja tu czekam, żeby rozpiąć panu haftki" z pewnością wejdzie do słownika mojej rodziny. :D

Czasem za dużo było wrażeń, musiałam odkładać, bo nie dało się wchłaniać natłoku zdarzeń. Liczba ukrytych powielaczy zagubiła się w akcji, a miejsce ich przechowywania całkiem się rozmyło, ale przecież to nieważne. Pointa z czołgiem, antycypowana z tyłu okładki, niestety nie stanowi tak mocnego akcentu, żeby domknąć całość [może dlatego, że sama sobie zaspojlerowałam - ha! uczę się nowych słów, szkoda, że paskudnych - przeczytawszy końcówkę wcześniej].

Całość: miła, lekka, nostalgiczna [kolejki, 10 par rajstop w nieodpowiednim rozmiarze, kukułki - bo rzucili, wolne soboty, kartki], ku przestrodze [!], wesoła.

Serdecznie polecam *****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz