niedziela, 27 grudnia 2015

Tash Aw - 5 okien z widokiem na Szanghaj

Tash Aw: "Pięć okien z widokiem na Szanghaj"

Skończyłam godzinę temu i już się zastanawiam, co tam słychać u moich nowych przyjaciół z Szanghaju. Jakoś zżyłam się z tą piątką bohaterów, choć nie nadają się na moich znajomych nawet z fb. Mimo to już tęsknię i szczerze żałuję, że skończyło się nie tak, jak chciałam.

Nie, nie ma smaku na języku, nie ma artystycznych uniesień. Jest za to miasto - wreszcie ogarnęłam topografię wybrzeża Chin - szybkie, zmienne, choć trwałe, tymczasowe, choć stałe, ruchliwe, zatłoczone, śmierdzące, hałaśliwe. Niezmienne w nim są tylko zmiany. Całe kwartały giną pod budowę kolejnych drapaczy chmur. [Drugi swego czasu budynek na świecie, a na pewno w Azji, słynny Otwieracz do butelek miał mieć początkowo okrągły otwór, ale zmieniono go na trapez, bo koło kojarzy się ze słońcem japońskiej flagi]. Wydaje się, że Warszawa na tle Szanghaju stanowi oazę ciszy i spokoju. Historie naszych "słoików" zdają się być liche i nijakie w porównaniu do losów malezyjskich imigrantów.

Niezwykle przejmująca jest samotność bohaterów. Otoczeni blichtrem sławy i pieniędzy czy też biedni jak myszy kościelne, i ci, i ci są dojmująco samotni. Rodzina została tak daleko, że prawie jej nie ma, a u niektórych i wcześniej jej nie było. Nie ma dokąd wracać, nie ma po co zostać. Czekają, zawieszeni w pustce, w niebycie, w bezcelowości, poszukujący zbliżenia i miłości, choć przed nią uciekający. Bohaterowie nie mają żadnych korzeni, żadnego oparcia. Jak się okazuje przyjaciół też nie. Czy tak będzie wyglądał nasz świat za parę pokoleń? A może już lat? Czy już tak wygląda, tylko ja żyję w ułudzie?

Mnie, urodzonej w wielkim mieście, kompletnie obce są problemy zżycia się z nowym miejscem. A jednak najbardziej zżyłam się z tą, która zaczynała kompletnie od zera. Która szukała swojego miejsca, choćby był to pokoik na dwa materace, dzielony z koleżanką koleżanki. Jej determinacja w dążeniu do wspięcia się wyżej po drabinie społecznej budzi szacunek - czytelnik trzyma kciuki, żeby jej się udało.

Nie a propos, okazuje się, że Chińczycy rozwiązali problem mieszkaniowy. Obecne wnuki odziedziczą po babciach cztery mieszkania. [Właściwie to nie wiem, czemu cztery, ale niech im będzie, zresztą nie wiem, może się rozwodzą...]. Więc wkrótce każdy Chińczyk będzie bogaty.

Czekam na kolejne historie pana Tasha; poprzednie nie cieszą się przychylnymi recenzjami, więc dam mu czas.

Gorąco polecam *****

No i ten Miłosz, który się przemyka kilkakrotnie w tle...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz