wtorek, 11 października 2016

Jolanta - Chutnik

Sylwia Chutnik: "Jolanta"



Noooo...
Smutna, gorzka, trudna, depresyjna, fioletowa...

Mało czytam Chutnik, naprawdę wolę się dobrze zabawić niż porządnie spłakać. Wolę, żeby mnie bolał brzuch ze śmiechu niż zęby z wściekłości. Wolę iść spać w dobrym nastroju niż pogrążona w czarnej melancholii. Może w ramach entropii.

Zaryzykowałam.
Najbardziej podobała mi się lokalizacja - za trzema fabrykami, za trzema kominami stały sobie trzy punktowce, wyznaczając cezurę w ciągnącej się jak makaron ulicy jagiellońskiej. dalej nie było już nic, w bólach rodził się tarchomin, na który składało się kilka bloków i jedna podstawówka ze świetną drużyną harcerską [szczepem właściwie], rządzonym przez drobną acz dzielną Andzię. ale to było już w innym wymiarze. tkanka miejska kończyła się tymi trzema punktowcami, stojącymi pośrodku niczego, strzelającymi w puste niebo, stawiając wyzwanie nicości.
jeden z nich już się dawno rozleciał, resztę jakoś połatali.
a, przepraszam. WDA tam było. drukarnia akcydensowa znaczy się, która co roku organizowała kolonie w Miłkowie. ech, kolonie zakładowe...
Drugi element, który mnie urzekł to wiek bohaterki, zbliżony do mojego. podobieństwo przeżyć [PRL, szarość bloków, wyjazdy do Niemiec po towar, bandyterka lat 90.]
Na tym podobanie się kończy.
Nic wspólnego z Jolantą nie mam. Nie skakałam z dachu, nie miałam dziecka za młodu, nie znalazłam nigdy trupa, nie wytykali mnie palcami. ojciec odszedł po cichu, matka żyje dotąd.
i całe szczęście - chciałoby się rzec.
przyznam się w cichości - nie dotrwałam. zajrzałam cichaczem na koniec, żeby sprawdzić, czy przypadkiem jednak nie pożyje trochę dłużej...
ten szary fiolet przytłoczył zanadto.

właśnie, czemu tło okładki nie jest fioletowe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz