sobota, 14 marca 2015

Znowu pan Mock z Wrocławia - Krajewski

Marek Krajewski: "Koniec świata w Breslau"

 

Z tym autorem też mam podobny kłopot, co z Arturem Perezem-Revertem. Jak dla mnie w każdej powieści jest za dużo okrutnej przemocy. Może takie jest życie, a ja żyję w szklanym kloszu, ale naszczanie na brutalnie pobitego człowieka lub wyraziste opisy wyrywania różnych członków czy szatkowania ludzkiego ciała po prostu mnie przerastają.

Tym razem pan Mock bije i gwałci swoją żonę, z którą nie może począć potomka. Czy wciąż go lubię? Nienawidzę sukinkota i nawet jego ponadprzeciętna inteligencja nie podnosi jego wartości w moich oczach. Patrzyłam przez palce na to, jak traktował mało istotnych ludzi - bohaterów drugiego i trzeciego planu lub innych bandytów. Chociaż istotnie ma za co się mścić, to jeszcze o tym nie wie.

Z punktu widzenia fabuły książka nie wciąga [odłożyłam i wróciłam do niej po kilku tygodniach] - kalendarzowy zabójca nie jest specjalnie intrygujący. [Do tego znowu brutalny]. Za to opisy Wrocławia - wyjątkowo realistyczne. Czyta się jakby się tak mieszkało od lat. Ubrania, jedzenie, wnętrza, ulice, zabawy dzieci, klimat podwórkowy... wszystko w zasięgu ręki, a raczej w formie gotowego obrazu, z którym zostajemy na długo. Wspaniała uczta.
 ...

Hmmm... doszłam do końca. Szczerze? Moja wizja świata nie pozwala mi zrozumieć końcówki... Nie dorastam do pięt ponadprzeciętnemu świrowi. Muszę poćwiczyć ;). A może po prostu pora zerwać z tęsknotą wyrażoną w tytule pewnej skądinąd świetnej komedii "Lata dwudzieste, lata trzydzieste"... i marzeniem o "sukni szeleście"?

Polecam trochę ***--

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz