wtorek, 21 lutego 2017

Mróz - Behawiorysta

Remigiusz Mróz: "Behawiorysta"



Mroza zachwalała znajoma, tak bardzo, że przez pomyłkę przeczytałam Ciszewskiego. Ale szybko naprawiłam pomyłkę.
Najpierw był zachwyt - lekko, łatwo i [w pewnym sensie] przyjemnie. Wreszcie - pomyślałam - coś, co się da przeczytać. I ochoczo zabrałam się do przewracania kartek. Akcja w przedszkolu wartka, płynna, ok. Pomysł z wagonikami [nie studiowałam psychologii] nieco mnie rozbawił, ponieważ nie będąc przygotowana na nazistowskie rozważania, podeszłam do niego zbyt lekko. Tak, jest mi wstyd. Coś mi dzwoni, że takie wybory w literaturze już były... no, ale bez mediów i głosowania społecznego. Kolejne porwania nabierają tempa, by... nagle opaść. Rozpędzona doleciałam do trzysetnej strony, ale z poczuciem, że ktoś mi coś zabrał. Zabrał mi dobrą zabawę i wsadził głównego bohatera do więzienia.
[...]
Zaskoczył mnie motyw z żoną, to prawda, pozytywnie nawet. Skończyłam w dobrym nastroju [mimo uciętych rączek], tylko później poczułam nutkę zawodu, nie wiem - zgrzytu? Taka sfałszowana druga nuta po pierwszej udanej próbie kupażu.
Spotkanie potęg - to scena kulminacyjna wszak [lord Vader vs Luke Skywalker] - a tu pffff... ledwie piardnięcie.

No i to "wartanie"... Znów się pogubiłam. Jako warszawianka głośno moje ego zaprotestowało przeciwko tej formie, potem pomyślałam, że miło przywracać blask staropolszczyźnie nawet jeśli regionalnej. Ale skąd galicyjskie "wartałoby" w Opolu?! Z Krakowa?

A na koniec o samym autorze. Wchodziliście na jego stronę? Ta amerykańska stylizacja, ten - jak sam mówi - writing blitz. Czuję fałsz na 300 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz