Remigiusz Mróz: "Wieża milczenia"
Tak siedzę i myślę, co o tym napisać. Czasem zaglądam do innych recenzji, najczęściej po to, by się dowiedzieć, jak bardzo jestem odosobniona w swojej opinii. A tu proszę: pan Pinkiman zgrabnie ujął to, co właśnie chciałam napisać:
"Powieść, z którą debiutował Mróz jest dobra. Nie da się inaczej opisać
tej książki, bo nie wyróżnia się niczym szczególnym. Stworzony w
amerykańskim stylu kryminał z dużą ilością akcji, wyrazistymi bohaterami
i konspiracją w skali globalnej. Fabuła jest sztampowa z mało
satysfakcjonującym zakończeniem. Można przeczytać :)".
Dodałabym, że znów koło 300 strony poczułam znużenie i przestałam Scottowi kibicować. Singapur nakreślony banalnie, inne miasta zresztą też. Przypuszczam, że na podstawie autopsji, a raczej map wujka gugla. Bohater jak zwykle nieugięty, niezniszczalny, niemal z żelaza. Crichton to to nie jest.
Aha, gdzie ja czytałam o tych ciałach czy kościach zrzucanych do wieży?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz